Kiedy posłaniec Filippides pobiegł z Maratonu do Aten, żeby obwieścić zwycięstwo i poinformować Ateńczyków, że płynie ku nim flota perska, jedyne co mu pozostało po dotarciu na miejsce to upaść i umrzeć. Mniej więcej właśnie tak czułem się za każdym razem, jak od nowa próbowałem zaczynać biegać.
Pod koniec roku 2017 zacząłem biegać, a to podłe i dzikie zajęcie znośne jest tylko z jakąkolwiek sensowną muzyką w uszach. Od kilku już lat zaczynałem biegać z telefonem i podłączonymi do niego słuchawkami przewodowymi, które mają to do siebie, że się ciągle psują. Wraz z zakupem Apple Watch, postanowiłem w końcu ten problem rozwiązać.
Robi się coraz zimniej i chociaż zmieniłem pracę, to jak co roku słyszę to samo. „Przyjechałeś na rowerze? W takie zimno?“. Prawda jest jednak taka, że już od dawna nie wiemy co to znaczy „zimno“, a czegoś takiego, jak pogoda nieodpowiednia na rower po prostu nie ma. Są tylko źle przygotowani rowerzyści.
Od jakiegoś już czasu szukałem roweru, na którym mógłbym dojeżdżać do pracy. Canyona jest mi po prostu szkoda. Miałem składać coś zupełnie od zera, ale trafiła się niezła okazja do zakupu używanego roweru...
Nowy rok kopie już nas po dupach pełną parą, a ja wciąż nie zdążyłem podsumować zeszłego. Naprawiam więc ten błąd i spieszę z krótkim streszczeniem tego, co wydarzyło się w roku 2016.
Tak się składa, że jestem wyjątkowo wybredny jeśli chodzi o subskrybowanie czegokolwiek w sieci. Kanały na YouTube również nie wymykają się z tego schematu. Oto kilka „programów“, o których z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że oglądam je regularnie.
Teraz, gdy zostałem tatą wszystko wywraca się do góry nogami. Chyba powoli mija czas, kiedy po pracy mogłem pojechać na rowerze gdzie tylko chciałem i wrócić cztery godziny później. No ale jakoś trzeba jeździć dalej...
Co jakiś czas na tym blogu pojawia się wpis, w którym podsumowuję co działo się u mnie i wyjaśniam, dlaczego dawno niczego nie napisałem. Nie zawiodę Was i tym razem. Oto kolejna reaktywacja!
Deszcz, błoto i skrajne wyczerpanie, tak w skrócie mógłbym podsumować nasz ostatni wypad do Włoch. A jednak, udział w L’Eroica był jedną z największych radości kończącego się roku. Tak dużą, że w przyszłym roku chcemy jechać ponownie.
L’Eroica powoli się zbliża, a wybrana przeze mnie trasa o długości 135km to już nie przelewki. Trzeba więc zacząć solidnie trenować. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, mobilizuję się gadżetami i akcesoriami.