Dlaczego Ukraina - takie pytanie najczęściej słyszę od osób, z którymi rozmawiam o moim ostatnim wypadzie za miasto. Przyczyna była prosta - Kasia, mistrzyni wyszukiwania okazji znalazła ofertę first minute i przelot LOTem mieliśmy łącznie o 1000zł taniej niż w normalnej ofercie. Zadecydowały też względy turystyczne. Taka okazja cenowa może się nie powtórzyć i na pewno nie jest to miejsce, gdzie jak na zawołanie latają Ryan Air i Wizz Air.
Pominęliśmy zupełnie fakt, że nie znamy ukraińskiego, albo chociaż rosyjskiego (no dobra, umiem czytać cyrylicę), zaopatrzyliśmy w aktualny (aha...) plan Odessy, przewodnik po Krymie (jakże praktycznie:-), spakowaliśmy walizkę i ruszyliśmy w trasę.
Lot trwał niecałe dwie godziny i przebiegł bez problemów, tak więc dość szybko mogliśmy się cieszyć klimatem czarnomorskiej osady. Słońce bardzo przyjemnie grzało, a my po znalezieniu najbliższego przystanku komunikacji miejskiej udaliśmy się do centrum na piechotę. Oto dlaczego.
Komunikacja
Komunikacja jest taka jak miasto w podtytule - dzika. Generalnie po Odessie można poruszać się czterema głównymi środkami transportu. Pominę oczywistą oczywistość jaką jest taksówka, gdyż nie skorzystaliśmy z usług popularnej „Złotówy” ani razu. Najczęściej poruszaliśmy się tramwajami i trolejbusami. W Odessie jest to bardzo tani środek transportu. Bilet na jednorazowy przejazd kosztuje jedną hrywnę (około 40 groszy). Tramwaj i trolejbus okazały się rzeczą dość pewną i tylko wieczorem czekanie na pojazd było loterią. Niestety zdają się nie jeździć według jakiegokolwiek rozkładu jazdy, podobno żyją swoim życiem - wierzę w to. Smaczku dodaje też fakt, że w większości przypadków jedzie się starymi gratami, pamiętającymi głęboki komunizm. Urocze są w szczególności trolejbusy.
Na osobny akapit zasługują samochody. Tutaj widoczne jest gigantyczne rozwarstwienie. Na czym polega? Ano na tym, że część ludzi jeździ starymi Ładami, Wołgami, a nawet raz zdarzył się Moskwicz i Zastawa, wszystko z okolic 1980 roku. Co zabawne - te samochody są w bardzo dobrym stanie, nie widać na nich rdzy, jeżdżą bardzo sprawnie. Prawdopodobnie lokalne zwyczaje nakazują pomalować taki samochód w jaskrawe kolory i posadzić go na alufelgach ale w wielu przypadkach nie wyglądało to jakoś strasznie obciachowo. Obciachowym nazwałbym za to fakt, że spokojnie co 30 minut ulicą przemykały takie auta jak Mitsubishi Lancer, Subaru Impreza i wiele drogich terenówek. Im szybciej i głośniej tym lepiej. Nawet chodnikiem.
Społeczeństwo
Od razu widać, że są jacyś tacy dziwni. Że są jakby z Rosji. Widać to po ubiorach jak z PRL, po twarzach... No ale nie można w ten sposób oceniać ludzi więc nie będę. Bardzo łatwo za to zauważyć gigantyczne rozwarstwienie społeczne. Są ludzie biedni i bogaci. Brakuje w ogóle czegoś takiego jak klasa średnia.
Ogólnie ludzie są bardzo otwarci i raczej starają się pomóc. Nie zrażali się tym, że nie mówimy po rosyjsku czy ukraińsku. Uparcie tłumaczyli nam wszystko w swoim języku ale jednak się starali. Nikt tam praktycznie nie zna angielskiego, o innych, mniej popularnych językach wolę nawet nie myśleć.
Zabytki i architektura
Ocena miasta pod tym względem jest dość subiektywna. Odessa ma podobno ponad milion mieszkańców. Czułem się tam jednak jak w niewielkiej, dwudziestotysięcznej polskiej miejscowości. Z kilku względów. Przede wszystkim niewiele budynków było stosunkowo wysokich. W centrum trudno było o budynek wyższy niż 6 pięter. Najwyższe budynki to kiczowate hotele o przedziwnych kształtach. Ich widok raczej wzbudzał obrzydzenie niż dawał radość. Nie znaczy to, że miasto jest brzydkie.
Rosjanie mieli jakąś manię stawiania pomników. Z bardziej znanych mamy więc pomniki Richelieu, Katarzyny II, Puszkina, Schody Potiomkinowskie, pomnik zaginionych na morzu, itp. Wszystkie bardzo ładne, wystawione w znanych i popularnych miejscach. Są oczywiście oblegane przez ludzi, którzy chcą sobie z pomnikiem zrobić zdjęcie.
Są też oczywiście ładne budynki. Tutaj należy wliczyć budynki Starej i Nowej Giełdy, zaniedbany (niestety) pałac Worońcowa, kilka kościołów (różnych wyznań). Ciekawie prezentowała się też miejska biblioteka. Mnie najbardziej podobał się stary dworzec autobusowy, który popadł w kompletną ruinę. W sumie szkoda, ale ilustruje to niewielką dbałość władz miasta o jego stan. Imponująco wyglądał za to port, z którym żaden nasz równać się nie może.
100km od Odessy znajduje się też twierdza Akerman. To stare fortyfikacje, jakich u nas również pełno. Czym się różnią? Tym jak są zagospodarowane (tzn. nie są prawie wcale). Nasze zamki są jak jarmark, festyn. Pełno przebranych ludzi, jadło z grila, jakieś konkursy. W Akermanie owszem, można było za pieniądze postrzelać z kuszy, ale chyba nic więcej. Nikt po twierdzy nie oprowadzał, nie było żadnych zabezpieczeń na wysokich murach. Może to i w pewien sposób dobrze bo można było podziwiać ruiny fortyfikacji tak jak one faktycznie wyglądają. Zwiedzanie twierdzy poprzedziła jazda tzw. marszrutką z kierowcą szaleńcem, który wyprzedzał na trzeciego i rozpędzał swój złom do niesamowitych prędkości nie mając wcale hamulców. Po prostu był odważny i pewny swoich umiejętności. Do samej twierdzy trzeba było już dojść, ale 30 minut marszu nikogo nie zabiło. Wracaliśmy dla odmiany pociągiem, który wcale nie był tak zły jak się spodziewaliśmy (u nas sprzedają w pociągu piwo, a tam kulturalnie - lody).
Rekreacja
Ten aspekt też jest dość trudno ocenić. W mieście jest kilka stadionów i pewnie piłka nożna jest na Ukrainie równie popularna jak u nas. Wolę jednak skupić się na tym co zaobserwowałem sam. Na pewno o tej porze roku istotna jest plaża, przecież jest to miasto nadmorskie. Plaże nad Morzem Czarnym byłby bardzo ładne gdyby nie to, że mieszkańcy Odessy to bałaganiarze. Krajobraz przypominał początkujące śmietnisko. Dla młodych ukraińskich chłopców swoimi atrakcjami służył plac zabaw. Nie bawili się jednak tradycyjnie, tylko ćwiczyli. Czasami można było odnieść wrażenie, że do tradycyjnych drabinek dospawane są przyrządy rodem z siłowni. Dla nas oczywiście rozrywką było zwiedzanie samo w sobie, aczkolwiek nie omieszkaliśmy zajrzeć na plażę.
Wrażenia ogólne
Dobrze. Trochę ponarzekałem, ale nie znaczy to, że było źle. Bardzo fajnie jest zobaczyć coś innego. Może nie widziałem za dużo europejskich miast, ale zdają się być podobne do naszego Poznania. Odessa jest odmienna. Tam czas jakby się zatrzymał i wiele rzeczy pamięta jeszcze głęboki komunizm. Warto pojechać w okolice Krymu. Trzeba jednak uważać na kilka rzeczy. Przede wszystkim - zabrać osobę, która mówi po rosyjsku. My nie umieliśmy i wiele rzeczy się komplikowało, chociażby zamówienie jedzenia lub orientacja w komunikacji miejskiej...
Ważny jest również dobry przewodnik, chociaż o taki akurat w Polsce trudno. Trudno też w Polsce zdobyć ukraińską walutę, ale nie jest źle bo można po prostu zabrać euro i wymienić na miejscu. Ważne jest to, żeby mieć chociaż 100 hrywien na start, żeby nie zginąć.
2011-07-08 19:41:00
Patrycja --- jakie lekkie pióro , przyjemnie się czyta:-)
2011-07-10 15:30:00
Sebastian Samulczyk --- A dziękuje!:) Miło słyszeć.
Share your thoughts...