Mój tata i brat już chyba dawno temu dołączyli do klubu stu. I nie chodzi tutaj o będącą marzeniem każdego polskiego piłkarza klasyfikację najlepszych strzelców w historii Ekstraklasy. Spojrzałem w lustro, wszedłem na wagę i już wiem, że nie chcę w niedalekiej przyszłości osiągnąć magicznych 100kg.
Latem, kiedy codziennie jeździłem na rowerze i odżywiałem się w miarę sensownie ważyłem około 70kg. Możecie powiedzieć, że przy moim wzroście to dość mało i moje obecne 80kg jest w sam raz.
To co zrobiłem ze sobą przez zimę woła o pomstę do nieba
Owszem, może i jest w sam raz, ale kiedy o tej wadze decydują ładne mięśnie, a nie tłusty brzuch wypchnięty do przodu.
To co zrobiłem ze sobą przez zimę woła o pomstę do nieba. Chipsy wcinane na kanapie podczas oglądania kolejnego odcinka kolejnego już serialu, może piwa i jeszcze więcej chipsów sprawiły, że szybko przybrałem na wadze i bardzo mi się to nie podoba.
Od jutra zaczynam więc dzień od wody mineralnej, lekkiej sałatki i zielonego jabłka, zamiast sandwicha z kebabem zapijanego Coca Colą i kolejną kawą. W ciągu pracy nie pójdę też po kolejną paczkę chipsów paprykowych, a dzisiejszy odcinek Gry o Tron zagryzę waflami ryżowymi.
Deszcz, czy wiatr do pracy tylko na rowerze
Od jutra, bez dyskusji, czy to deszcz, czy wiatr do pracy tylko i wyłącznie na rowerze. Wszystko nie po to, żeby jakoś makabrycznie się odchudzać. Nie zamierzam stosować żadnych głupkowatych diet, ani nie przejdę na wegetarianizm. Zrobię to dla siebie, bo w tej chwili czuję się źle z tym jak wyglądam...
Mam nadzieję, że za miesiąc będę mógł napisać, że mi się udało. Trzymajcie kciuki!
The comment section is currently empty.
Share your thoughts...