Robi się coraz zimniej i chociaż zmieniłem pracę, to jak co roku słyszę to samo. “Przyjechałeś na rowerze? W takie zimno?”. Prawda jest jednak taka, że już od dawna nie wiemy co to znaczy “zimno”, a czegoś takiego, jak pogoda nieodpowiednia na rower po prostu nie ma. Są tylko źle przygotowani rowerzyści.
Już drugi rok z rzędu zamierzam przejeździć zimę do pracy na rowerze. Gdy w zeszłym roku wcielałem ten pomysł w życie, myślałem sobie, że będzie ciężko. Uważałem siebie raczej za zmarzlaka, a szczególnie cierpiały moje dłonie, bo nie miało znaczenia jakie rękawiczki założyłem – i tak marzły. W tym roku do zimowej jazdy podchodzę już bez jakichkolwiek oporów, bo przecież wcale nie jest tak źle. Oto kilka rad wynikających z mojego doświadczenia.
Odpowiedni rower
Zaczniemy od rzeczy pozornie banalnej. Do zimowej jazdy trzeba mieć odpowiedni do warunków rower. Nie chodzi tutaj jednak o szerokie opony i nie wiadomo jak terenowy model. Rower zimą, zwłaszcza w naszym błocie będzie wystawiony na wyjątkowo trudne warunki i ma być po prostu taki, żeby nie było go szkoda.
W zeszłym roku jeździłem na dość kosztownej szosie i to był błąd. Rower musiałem praktycznie co chwilę czyścić. Chociaż mam w tym już jakieś doświadczenie to robienie tego codziennie może być upierdliwe.
Mój obecny rower miejski to zupełnie inna bajka. Stosunkowo niedrogi przełaj pozwolił zachować ulubioną pozycję na rowerze. Jego napęd jest skompletowany tak, że pozbyłem się przednich przełożeń, a najdroższa część to pancerna tylna przerzutka, która raczej się nie zepsuje. Wymiana każdego innego podzespołu to wydatek rzędu 30zł. Specialnie pieczołowite szorowanie nie ma sensu. Jak napęd przestanie działać prawidłowo – wymienię cały na nowy. Równie niespecjalną troską otaczam koła. Są ciężkie, pancerne, a jak się rozpadną to kupię nowe, bo to też nie będzie kosztowało.
Obowiązkowym elementem wyposażenia są na zimę błotniki. Nie wiem czy jest coś gorszego niż mokre, ochlapane przez koła stopy i plecy.
W stosunku do zeszłego roku zaszła jedna, ale istotna zmiana. Pedały typowo szosowe, SPD-SL, zamieniłem na zwykłe SPD. Dzięki temu w butach do nich przeznaczonych można w miarę normalnie chodzić.
Zimowe opony
Zacznę ten akapit być może kontrowersyjnie. Zimowe opony to pic na wodę. Szerokie opony z bieżnikiem, albo kolcami są dobre, jeśli musisz przebić się przez kopny śnieg albo syberyjską wieczną zmarzlinę latem. W mieście jest to kompletna ekstrawagancja i zbytek. Całą zeszłoroczną zimę przejeździłem na łysych oponach szosowych o szerokości 25mm. Wywaliłem się tylko raz i było to na płaskiej jak stół, oblodzonej drodze rowerowej. Rodzaj opony nie miał jakiegokolwiek znaczenia.
Opona na zimę musi za to posiadać inne cechy. Powinna być solidna, z dobrą warstwą antyprzebiciową. Tutaj, paradoksalnie spisują się najtańsze opony możliwych. Moja żona, Kasia, przejeździła kilka sezonów na tanich Kendach Kwest bez większych perypetii. Ja, na “wyścigowych” Continental Grand Prix 4000S II gum złapałem kilka, z czego najbardziej dotkliwa miała miejsce w połowie drogi do pracy, około godziny 6:30 przy temperaturze -5°C. Uwierzcie mi, żadna to przyjemność zmieniać dętkę w takich warunkach.
Dodatkowym plusem zimowej opony jest odblaskowy pasek. Sam posiadam taką (chyba przyszła z rowerem) na przednim kole. Dzięki temu jestem bardziej widoczny dla kierowców przy włączaniu się do ruchu.
Rowerowi ninja, czyli oświetlenie
Nie bądź debilem, rowerowym ninja. O tej porze roku jest tak, że jak wychodzę do pracy – jest ciemno, jak wracam też. Nie chcesz widzieć gdzie jedziesz – mam to gdzieś. Używaj oświetlenia żeby być widocznym dla innych uczestników ruchu.
Ja staram się być jak najbardziej widoczny, co można zaobserwować na zdjęciu powyżej. Przede wszystkim jeżdżę z czerwonym światłem z tyłu i włączam je zawsze. Z przodu widoczność zapewnia nielubiana przez niektórych latarka Convoy S2 o mocy 900lm, ale jest ustawiona tak, żeby nie oślepiać innych uczestników ruchu. Dodatkowo na sztycy siodła umieściłem czerwony odblask. Jakby tego było mało, moją widoczność poprawiają odblaski na sakwach i pasek refleksyjny na przedniej oponie.
Poza tym – mam na sobie również rzeczy, które odbijają światło – buty i kurtkę.
Jak się ubrać?
To najtrudniejszy element zimowo-rowerowej układanki. Możesz mieć idealny na zimę rower, super oświetlenie i opony, ale jeśli nie masz odpowiedniego ubioru i komfortu termicznego, będziesz nieszczęśliwy.
Kluczem do sukcesu jest ubieranie się na warstwy. Np. przy temperaturze około 0°C rano, ubieram koszulkę termoaktywną z długim rękawem, na to koszulkę kolarską z krótkim rękawem i ciepłą kurtkę kolarską. Kiedy będę wracał po południu i będzie już cieplej, mogę np. odpuścić koszulkę z długim rękawem. Zestaw może przy niższych temperaturach uzupełnić nieprzemakalna wiatrówka, dzięki której jechałem w miarę komfortowo przy -13°C. Ważne jest to, żeby nie ubrać się ani za ciepło, ani za lekko. Jak ubierzesz się za lekko – przewieje Cię i będziesz chory. Ubierzesz się za grubo – spocisz się, przewieje Cię i będziesz chory.
Staram się ubrać tak, żeby zaraz po wyjściu z domu było mi lekko chłodno. Jak zacznę jechać, będzie mi w sam raz.
Kompletnie nie przejmuję się nogami. Przy -13°C jeździłem w 3 warstwach na tyłku – majtkach, dodatkowych krótkich leginsach i właściwych kolarskich spodenkach z krótkimi nogawkami. Na same nogi zakładałem tylko ciepłe nogawki, a na stopy skarpety z domieszką wełny. Na buty warto założyć dodatkowe ochraniacze, które nie tylko zwiększą komfort termiczny, ale też ochronią przed wodą.
Szczególną częścią ciała, o którą trzeba zadbać jest głowa. Niezależnie od pogody zakładam na głowę czapeczkę. Jak robi się zimno, dodatkowo zakładam opaskę na uszy. Teraz przesiadłem się na czapkę zakrywającą uszy i dodatkowo opaskę, a na szyję zakładam komin. Jeśli zrobi się jeszcze zimniej, komin zamienię na cieplejszy, a później zacznę zaciągać go na głowę. Może nie wygląda to wtedy jakoś pięknie, ale działa. Oblodzona broda widoczna na zdjęciu również zdaje egzamin. Nie uznaję za to zakrywania ust jakimikolwiek maskami czy chustami. Mi parują wtedy okulary i źle się oddycha.
Moją piętą achillesową były, są i będą dłonie. Jakich rękawiczek bym nie założył – i tak będzie mi zimno. Próbowałem już nawet zakładać dodatkowe rękawiczki pod te właściwe zimowe i też nie pomagało. Albo więc nie znalazłem jeszcze odpowiednich rękawic, albo po prostu tak mam.
Z uwag ogólnych warto zaznaczyć, że rzeczy do jazdy zimą powinny być oczojebne. Albo w jaskrawych kolorach, albo z dużą ilością odblasków, a najlepiej kombinacja obu. Im więcej rzeczy poprawiających widoczność tym lepiej. Ubranie powinno również jak najlepiej przylegać do ciała, bo jazda w mocnym wietrze w ubraniu jak spadochron do przyjemnych nie należy.
Jak jeździć?
Cały czas obowiązują te same zasady co latem. Mamy więc oczy dookoła głowy, szanujemy przepisy ruchu drogowego. Warto jednak zwrócić dodatkową uwagę na warunki panujące na drodze i innych uczestników ruchu. Zaufanie do nich przy kiepskiej przyczepności powinno być jeszcze bardziej ograniczone. Samochód może nie wyhamować na oblodzonej drodze, nam może poślizgnąć się koło i tragedia gotowa.
Zdecydowanie warto jechać dalej od krawężnika, bo właśnie tam będzie trzymać się cały syf z drogi spływający z deszczówką, albo np. błoto pośniegowe.
Jednak moją ulubioną, ale niepopularną radą, jest trzymanie się jak tylko to możliwe z daleka od dróg rowerowych. Dziwnym trafem drogi dla samochodów są zazwyczaj bardzo ładnie odśnieżane i w miarę przejezdne. O drogach rowerowych nie da się niestety tego powiedzieć. Bardzo często są zasypane albo oblodzone i jazda po nich jest po prostu niebezpieczna.
Zimą, ze względu na niskie temperatury nie ma się co ścigać. Proponuję lekkie, rekreacyjne, równe tempo, bo nie ma nic gorszego niż piłować ile się da jak dzik, spocić się i dopiero wtedy zmarznąć.
Nic, tylko jeździć…
Zima naprawdę nie jest taka straszna. Wystarczy zdrowy rozsądek i odpowiednio się ubrać i spokojnie można cieszyć się urokami jazdy na rowerze nawet w ujemnych temperaturach. Na pytania ze wstępu, ku zmieszaniu rozmówcy można wtedy z lekkim uśmiechem i satysfakcją odpowiedzieć twierdząco. Bo jak się raz spróbuje, to wtedy wiadomo, że jazda zimą to żaden wielki wyczyn.
A Ty? Jeździsz na rowerze zimą? Masz swoje sprawdzone sposoby na dobry ubiór albo ciepłe ręce? Podziel się nimi na Facebooku.
Leave a Reply