Na początku roku robiłem sobie wiele założeń i stawiałem ambitne cele. Części pewnie już nie pamiętam, wielu nie udało się zrealizować, ale mimo wszystko jestem z siebie dumny, bo dziś udało mi się osiągnąć jeden bardzo szczególny.
Był to mój trzeci już start w Poznań Bike Challenge. W pierwszym byłem wyjątkowo słaby, w drugim, po operacji i dwóch miesiącach przerwy przyjechałem o 35 minut szybciej niż poprzednio. Postanowiłem sobie, że ten rok będzie jeszcze lepszy. Miesiące jęczenia, żeby koledzy na treningu trochę zwolnili opłaciły się i było bardzo dobrze.
Trasę tegorocznego wyścigu pokonałem ze średnią prędkością 37,6km/h. To wynik, o którym przed startem powiedziałbym, że jest zdecydowanie ponad moje siły. Niby w peletonie jest dużo łatwiej, ale trzeba jeszcze się w nim utrzymać. W zeszłym roku odpadłem po 30km. W tym, na rzeczonym dystansie czułem się wyjątkowo dobrze. Z lekką niepewnością stwierdziłem, że zobaczymy, co będzie na półmetku. Po 60km nadał czułem się bardzo dobrze, więc wszystko wskazywało na to, że tak dojadę do mety. Udało się jeszcze powalczyć na końcówce i dojechać w czołówce na sprincie, co też cieszy, bo zostały na koniec jakieś siły. Człowiek nic, tylko może się cieszyć z dobrego wyniku, a dodatkową radość sprawiało to, że w grupie cały czas dawały radę znajome z treningów twarze i dojechaliśmy razem od startu do mety.
Można było w spokoju pochwalić się medalem za ukończenie wyścigu i uzupełnić elektrolity.
Największe zaskoczenie przyszło jednak dopiero jak już zdążyłem ulotnić się ze strefy finiszera i oddać się obżarstwu u rodziców. Kiedy pochłaniałem pyszne jedzenie, zadzwonił do mnie Jarek (który swoją drogą na PBC 2017 pozamiatał). Okazało się, że ma dla mnie jeszcze jeden medal. Jak to? Jaki medal?
Ja, trzepak, który marudzi i narzeka, że za szybko, za mocno, zdobyłem kwalifikację na Mistrzostwa Świata Amatorów na rok 2018. Być może czeka nas więc wycieczka do Varese, we włoskiej Lombardii, gdzie rozgrywany będzie ten wyścig.
Tak więc po wielu (może trochę przesadzam:-) medalach za uczestnictwo, w końcu jest ten jeden, w który trzeba było włożyć trochę treningu, mnóstwo sił i woli walki.
Tak więc, nieskromnie chwaląc się, miałem dzisiaj świetny dzień. Udało mi się zrealizować jego z trudniejszych, postawionych sobie zadań. Medal i to szczególne dla mnie osiągnięcie cieszy tym bardziej, że kolarstwo to sport niezwykle wymagający i po prostu szalenie męczący. Kudosy można przesyłać w komentarzach na Facebooku! :-)
Leave a Reply