Raceblade Pro – prawie idealne błotniki na szosę


Sorry, ale taki mamy klimat i czasami musi u nas popadać. Niestety, odnoszę wrażenie, że ostatnio drogi są mokre dość często i rower praktycznie codziennie nadaje się do mycia. A przecież wszyscy wiedzą, że jestem leniwy…

Niestety, na naszych polskich (we wszystkich tego słowa znaczeniach) drogach jest brudno. Niby asfalt jest tylko mokry, niby jadę do pracy 35 minut i jakichś wielkich kałuż nie ma, a rower wygląda jakbym przejechał conajmniej jakąś leśną drogą. Powoduje to coś, czego bardzo nie lubię, a mianowicie – Canyon nadaje się do mycia praktycznie codziennie. Jak nie lubię tego robić, tak napęd czyszczę za każdym razem jak jest brudny. Bo wolę te 10 minut poświęcić na to, żeby rower działał dobrze, niż wymieniać w nim kosztowne (dla mnie) części. Tak dla nakreślenia tła podpowiem, że łańcuch to jakieś 100zł, kaseta 200zł a przednia duża tarcza to około 260zł. A brudny napęd to szybko zużywający się napęd.

img_5925-3

Na szczęście, człowiek jest zaradny i problem wody i błota już dawno rozwiązał. Ten pomysł nazywa się “błotniki”. Problem polega na tym, że mój rower, jak to rasowa kolarzówka, nie posiada miejsc do mocowania pełnoprawnych błotników.

Próbowałem ratować się prowizorycznym błotnikiem Ass Saver, ale on spełniał swoją rolę tylko częściowo. Zgodnie z nazwą fantastycznie chronił przed błotem mój tyłek, ale efektem ubocznym było to, że rzucał wszystko w tył roweru i błoto rozciągało się od siodełka, aż po oś suportu, rzygając po drodze między innymi na szczęki hamulca tylnego i przednią przerzutkę. Trzeba było więc coś na to zaradzić.

Prawie stuprocentowym rozwiązaniem okazał się zakup błotników SKS Raceblade Pro. Na rowerze wygląda to mniej więcej tak:

img_5938

Może i nie robią jakiegoś piorunującego wrażenia. Jest za to kilka czynników, które powodują, że moja buzia cieszyła się po pierwszej jeździe z nowym nabytkiem, jak… Jak nie wiem co. W razie pytań – przyjmują opony o szerokości do 25mm, kosztowały 130zł, a kupiłem je na Allegro, bo miałem kupon zniżkowy do wykorzystania. A teraz trochę o moich odczuciach.

Po pierwsze – wreszcie mam przedni błotnik! Trudno jest zrozumieć radość z czegoś tak prostego, ale proponuję przejechać się rowerem bez błotników po mokrym. Można wtedy w pełni docenić, jak przednie koło rzuca wodą i błotem prosto w nogi. Normalnie sama radość. Przy okazji, z tego samego powodu o wiele czyściej stało się też przy przedniej części napędu. Przedni błotnik z chlapaczem działa doskonale.

img_5940

Po drugie – Wreszcie nie muszę obierać z błota całego tyłu roweru, a tylko jego niewielką część. Przy okazji błoto nie dostaje się już tak mocno w okolice łańcucha, kasety i tylnej przerzutki. Oczywiście robi też to co robił Ass Saver, tylko szybciej, bo SKS Raceblade, jak widać na zdjęciu powyżej, jest montowany tuż przy kołach.

img_5939

Sam montaż jest bardzo prosty i chociaż błotniki wymagają regulacji to proces jest jednorazowy i przystępny. W zestawie są nawet dołączone ochronne, przezroczyste naklejki na miejsca, w których mocowania błotników będą stykać się z ramą oraz klucz do dokręcania śrub po odpowiednim ustawieniu wszystkich ramion. Mi montaż i regulacja zajeły jakieś 20 minut.

img_5928

Oczywiście nie jest tak, że wszystko zagrało idealnie. Są to błotniki montowane na gumki i kawał drutu, więc różnie jest z ich sztywnością.

img_5929

Skaczą więc sobie dość nieregularnie, w zależności od tego jak wyboista jest droga. Przez większość czasu nie stanowiło to problemu, aż do momentu, kiedy wjechałem na kostkę brukową. Do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk świadczący o tym, że coś uderza o ramę. O ile z tyłu nie mam takiego problemu, to z przodu odległość od dolnej rury ramy do koła jest niewielka.

Dodatkowo, pisałem wcześniej, że tylna część roweru nie jest chroniona cała. Niestety, z racji tego, że błotnik nie przechodzi pod hamulcem aż do suportu, dolna część rury podsiodłowej i przednia przerzutka jednak nieco jeszcze tym błotem obrywają.

Pomijając te dwa drobne mankamenty, SKS Raceblade Pro to bardzo ciekawa opcja. Mimo tego, że nie wyglądają jakoś rewelacyjnie, w miarę możliwości spełniają swoje zadanie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w czasie gorszych warunków atmosferycznych dużo ważniejszy od prezencji roweru jest jego stan techniczny. Zawsze, kiedy na niebie ponownie zawita słońce, a drogi będą suche, mogę w kilka sekund zdjąć je z roweru, a ich ponowny montaż nie będzie problematyczny.

Macie jakieś swoje ulubione patenty na jazdą w kiepskich warunkach atmosferycznych? Jeśli tak, piszcie na Facebooku!

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *