Tradycyjny wpis o tym, że dawno nic nie pisałem…


Co jakiś czas na tym blogu pojawia się wpis, w którym podsumowuję co działo się u mnie i wyjaśniam, dlaczego dawno niczego nie napisałem. Nie zawiodę Was i tym razem. Oto kolejna reaktywacja!

Ostatni wpis pojawił się około 10 miesięcy temu i dotyczył pośrednio roweru. Dziś również będzie mniej lub bardziej rowerowo, lecz najpierw czas na kilka faktów, tak dla przypomnienia, bo może ktoś nie wie:

  • towarzyszka życia Katarzyna została żoną Katarzyną
  • w zeszłym tygodniu, po 3,5 roku zapuszczania obciąłem włosy
  • w końcu udało się naprawić moje zatoki, dzięki czemu odkrywam na nowo świat zapachów
  • podobno za tydzień zostanę ojcem ;-)

Wpis chciałem jednak poświęcić sprawom rowerowym, bo ostatnimi czasy to one pasjonują mnie najbardziej.

Po pierwsze, stary, wysłużony Motobecane Super Mirage, urodzony w roku 1979 przeszedł na rentę. Biedak w ostatni dzień swojej służby został dość ostro poturbowany, czego efektem była wybitna ósemka na tylnim kole.

img_5626

Niestety, podczas oględzin w domu zauważyłem, że pęka główka ramy (stawiam na zmęczenie materiału, w końcu to stal). Motobecane wisi więc na ścianie i czeka na lepsze czasy, a dokładniej gruntowne mycie i smarowanie, by móc wreszcie zawisnąć na ścianie na dobre.

No ale na czymś trzeba jeździć, prawda? Z zamiarem zakupu nowego bicykla nosiłem się od dłuższego czasu, aż w końcu nie miałem wyboru. Decyzja była bardzo trudna, bo niby fajnie jest mieć nowy rower, ale z drugiej strony to nie są małe pieniądze. Po długich namysłach w moim sercu (bo rower sprawdza się idealnie) zagościł niemiecki Canyon Endurace Al 6.0 w wersji czarno-czarnej. Tak oto prezentuje się w swoim naturalnym środowisku, w okolicach Jeziora Bodeńskiego, w kraju cebulą i miodem płynącym – Szwajcarii.

Version 2

Jest w miarę lekki, bo waży 8,1kg, co jak na rower za niezbyt wygórowaną cenę jest wynikiem niezłym. Stosunek jakości do ceny był w moim przypadku jednym z ważniejszych kryteriów. Canyon oferował rower wyposażony w pełną grupę Shimano 105, która jest dużo lepsza niż podstawowy sprzęt i niewiele odstaje od tego bardziej profesjonalnego. Najważniejsze jest jednak to, że jeździ mi się na nim dobrze. Mimo tego, że przyjechał do mnie mniej więcej w połowie sierpnia i po dość sporej przerwie spowodowanej operacją zatok i brakiem sprawnego roweru, pokonał ze mną już blisko 2000km i na pewno czeka go dużo więcej.

Jednocześnie udało mi się osiągnąć cel, który założyłem sobie na początku sezonu. Już w poprzednim roku zamierzałem przejechać łącznie 5000km, ale pokonały mnie liczne choróbska i bakterie. W tym, mimo, że nie uciekłem przed drobnymi infekcjami, postanowiłem jeździć cały rok, czego efektem jest wykonanie tego celu na 2 miesiące przed końcem roku. Jak to mówią: “teraz już nic nie muszę”.

To na razie tyle. W kolejce do opisania jest mnóstwo tematów, między innymi nasz wyjazd do Wietnamu, wycieczka do Szwajcarii i Włoch, czy też zawody rowerowe, w których miałem przyjemność brać udział. Mam nadzieję, że następnym wpisem nie będzie kolejny z cyklu “dawno mnie tu nie było”. Tymczasem widzimy się standardowo na Facebooku!

 

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *